sobota, 5 maja 2012

Krótka historia o panu "przedszkoliniarzu"

"Ciociu, a czemu u nas w przedszkolu nie pracuje żaden pan przedszkolanek?" - takie pytanie zadała mi ostatnio moja pięcioletnia chrześnica. Pierwszą odpowiedzią, która przyszła mi do głowy było: "Panie, które zajmują się wami, są takimi przedszkolnymi mamusiami. A w domu to przecież właśnie mamusia się tobą opiekuje najczęściej, prawda?" Mała przytaknęła, ale stwierdziła, że chciałaby, aby w przedszkolu pieczę nad nimi sprawował "pan przedszkolanek". "Mamusia jest kochana, ale to tatuś jest najsilniejszy i może nas obronić przed złodziejami i duchami. Fajnie, jakby taki tatuś pracował w przedszkolu". Rozmowa z Julką przypomniała mi kultową postać Johna Kimble'a w nieśmiertelnym "Gliniarzu w przedszkolu". Pomyślałam więc, że twardy policjant będzie doskonałym materiałem do opisania na naszym blogu.

Podobnie jak bohater mojej poprzedniej notki, Kimble nie jest zawodowym nauczycielem. Zatrudnia się jako opiekun w przedszkolu, w którym przebywa syn groźnego przestępcy. Niedoświadczony w pracy z dziećmi i niewzruszony policjant z początku kompletnie nie wie, jak ma podejść do maluchów i w jaki sposób zapanować nad hałaśliwymi i rozrabiającymi brzdącami. Rwie sobie włosy z głowy w poszukiwaniu pomysłu na uspokojenie gromady głośnych dzieciaków, podczas gdy one świetnie się bawią. Ze względu na postawę Kimble’a przedszkolakom jest trudno mu zaufać. Twardy, groźny facet, który chętnie powsadzał by ich wszystkich w klatki, to nienajlepszy materiał na dobrego kumpla. Jednak z biegiem czasu, sztywnemu policjantowi mięknie serce i zaczyna dogadywać się z podopiecznymi. Sprawia, że uśmiech na ich twarzach jest częstym gościem w przedszkolnej sali. Dzieciaki świetnie bawią się w jego obecności, a on sam staje się bardziej wyluzowanym i czułym człowiekiem. Maluchy nabierają ogromnej sympatii do policjanta i mimo, że zajęcia nie są prowadzone w sposób, w jaki prawdziwy pedagog powinien to robić, dzieci uczą się wzajemnej współpracy i odpowiedzialności jednocześnie mając przy tym nie lada ubaw.

John Kimble, to idealny przykład na to, że małe dzieciaki potrafią rozmrozić nawet najtwardsze serce, a ich uśmiech potrafi poprawić humor na cały dzień. Kimble, nie tylko sam jest nauczycielem dla przedszkolaków, ale również i one dają mu kilka życiowych lekcji. Tak właśnie, moim zdaniem, powinna wyglądać praca oddanego pedagoga. Nie tylko ma on przekazywać dzieciom wiedzę, ale również sam siebie udoskonalać i wyciągać wnioski z pracy z podopiecznymi.


piątek, 4 maja 2012

Rock the school!

I po raz kolejny moja osobista sympatia do bohatera nie wytrzymała! Pomijam fakt, że sam film jest po prostu świetny, ze względu przede wszystkim na oprawę muzyczną i fabułę. Tak więc przedstawiam Państwu Deweya Finna, bohatera "Szkoły Rocka".

Finn tak naprawdę wcale nie jest nauczycielem. Jest muzykiem, który został wyrzucony z zespołu za swoją arogancję. Dzięki zbiegowi okoliczności, dostaje posadę nauczyciela muzyki w klasie ułożonych dzieci z dobrych rodzin. Ze względu na to, że nigdy nie miał do czynienia z tego typu pracą, nie wie jak ma się zachowywać i ani trochę nie przypomina zwyczajnego pedagoga. Przeprowadza lekcje w sposób nietypowy, i zamiast uczyć dzieci teorii, pokazuje uczniom zespoły rockowe, które inspirowały go samego i które on sam uważa za ponadczasowe. Z pczątku dzieciaki nie są chętne na współpracę z "nauczycielem", ale z biegiem czasu zmienia się ich podejście. Dewey odkrywa w każdnym z nich talent, który postanawia w odpowiedni sposób wykorzystać na konkursie muzycznym. Uświadamia każdemu z nich, że każdy jest coś wart i nie ważne jest to, co mówią inni, a to jak sami siebie postrzegamy i jak siebie tarktujemy. Nawiązuje ogromną przyjaźń ze swoimi podopiecznymi. Nietypowa metoda nauczania, która w porozumieniu z klasą, jest skrzętnie przez niego ukrywana przed dyrektorką szkoły, sprawia, że dzieciaki nie tylko świetnie się bawią, ale odkrywają samych siebie i swoje zdolności. Dzięki Finnowi sami rodzice jego wychowanków zaczyną rozumieć, jakimi utalentowanymi ludźmi są ich dzieci i że nie tylko nauka liczy się w życiu człowieka.

Dzięki zbiegowi okoliczności, który przywiódł Finna na miejsce nauczyciela, dzieci poznają co to nauka przez świetną zabawę. Dewey pokazuje im, że można jednocześnie zdobywać wiedzę i bawić się. Udowodnia, że każdy jest coś wart i każdy ma jakiś talent, trzeba tylko odpowiedniej osoby, która będzie w stanie to zauważyć i pomóc w rozwijaniu tego talentu.

Na koniec, mała próbka muzyczna ze "Szkoły Rocka". Enjoy!


Poskromić gniew młodzieży

Jeżeli ktoś z Was jeszcze nie oglądał produkcji pana Johna N. Smitha "Młodzi i gniewni", to zachęcam z całego serca! Film, który jest naprawdę warty obejrzenia zarówno ze względu na jego przesłankowość, ale i też znakomitą fabułę.

LouAnne Johnson po rezygnacji z pracy w piechocie morskiej postanawia spełnić się jako nauczyciel. Niestety, zostaje wyrzucona na głęboką wodę już na samym początku. Dyrektor przydziela ją do klasy, w której uczy się tak zwana trudna młodzież. Ich problemy wieku dorastania, czy te natury rodzinnej, znajdują swoje ujście w przemocy, bójkach czy po prostu odreagowywaniu na nauczycielach, czy kolegach z klasy. Jak wszystkich poprzednich pedagogów, klasa LouAnne postanawia się jej pozbyć za wszelką cenę. Bojkotują jej zajęcia, nie słuchają prowadzonych przez nią lekcji. Jednak Johnson, która dzięki poprzedniej pracy wypracowała w sobie cierpliwość i upór, nie poddaje się. Stara się za wszelką cenę dotrzeć do młodych wychowanków i w końcu osiąga sukces. Nie mam na myśli tego, że zmienili się w kujonów i prymusów, nie w tym rzecz. Moim zdaniem LouAnne osiągnęła coś znacznie ważniejszego. Dzięki zaufaniu, które wzbudziła w swoich wychowankach, zdołała zmienić w nich samo podejście do nauki. Zrozumieli, że aby osiagnąć coś w życiu, trzeba na to ciężko zapracować. Odkryła w każdym z nich to, co mieli najlepsze. Pokazała, że każdy z nich jest coś wart, na swój sposób jest potrzebny światu. Stała się ich przyjaciółką, której mogli zaufać w każdym aspekcie i którą interesowały ich problemy. Nie była zwyczajnym nauczycielem wykonującym monotonną pracę i przedstawiającym uczniom książkowy materiał. Na każdego z podopiecznych patrzyła indywidualnie i z pełnym zaangażowaniem starała się rozwiązywać ich problemy. Ta trudna młodzież, którą poznała na początku, dzięki jej upartemu dążeniu do celu zmieniła się w zwyczajnych, młodych ludzi, którzy chcą nieść pomoc innym, tak jak i ona zrobiła to dla nich.

"Młodzi i gniewni" to dla mnie ogromny wyciskacz łez. Przyjemny w oglądaniu i z dużym przesłaniem film powinien sposobać się każdemu, kto się z nim zaznajomi. Historia LouAnne Johnson, która oparta jest na prawdziwych wydarzeniach pozwala nam uwierzyć, że istnieją oddani swojej pracy nauczyciele, którym zależy na uczniach i ich przyszłości.

czwartek, 26 kwietnia 2012

Smerfna nauka :)

Pewnie u nie jednego gościa naszego bloga pojawił się uśmiech na twarzy, na widok tej uwielbianej przez nas wszystkich bajki. Nie muszę chyba podawać jej tytułu. Jednak dla tych, którzy, z jakichś bliżej nieokreślonych przyczyn nie wiedzą, o czym mowa, to informuję, że chodzi o "Smurfy" :)!

Tym razem bohaterem notki jest Papa Smurf. Dlaczego? Otóż, moim zdaniem doskonale spełnia się on w roli nauczyciela.Nie mam na myśli nauczania, w zakresie kształcenia w placówkach edukacyjnych, lecz nauczania uniwersalnego. Co rozumiem przez to określenie? Moja definicja zapewne odbiega od tych podręcznikowych. Uznaję Papę Smurfa za nauczyciela "uniwersalnego", ponieważ uczył on pozostałe smurfy, wiedzy moralnej oraz życiowej. Ponadto, sposób, w jaki zarządzał wioską, sprawił, że udało mu się zdobyć autorytet wśród towarzyszy.

Wiem, może wydawać się dziwne, że przedstawiam "bajkową" postać jako wzór, ale kto wie, może zachowanie tego Smurfa zmusi przyszłych pedagogów do refleksji nad swoim sposobem nauczania :)?

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Patrzmy sercem na świat...

No i znowu przenosimy się do świata Harry'ego Pottera. Tym razem "pod lupę" bierzemy dyrektora Hogwartu- Albusa Dumbledora. Mimo że nigdy tak naprawdę nie przeprowadzał typowych zajęć dydaktycznych ze swoimi uczniami, to spokojnie mógłby być najlepszym nauczycielem w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Ponadto, sposób, w jaki zarządzał instytucją oraz oddawał się swojej pracy pokazywał, że Dumbledore, dawał z siebie wszystko. Zgromadził najlepsze grono nauczycieli, których doświadczenie, zapał i wiedza zachęcały przyszłych czarodziejów, do nauki. Ufał pedagogom i uczniom, których przyjmował pod swoje skrzydła, mimo że czasami zdarzało się, że ktoś to zaufanie naruszał. Dla większości stanowił autorytet. Uczniowie chcieli posiąść magiczną wiedzę nie tylko dla siebie, ale też po to, aby sprawić przyjemność dyrektorowi.

Mimo że Albus Dumbledore jest fikcyjną postacią, to ma ona PRAWDZIWE znaczenie. Wierzył, że miłość jest ponad wszystkim i to ona powinna płynąć w naszych żyłach i pozostawiać "niezmywalny ślad" w naszych sercach. Nie było ważne,  czy ktoś jest czystej krwi, czy jest zwyczajnym "mugolem". W każdym widział potencjał i dobre cechy. Ta postawa wydaje się idealnie pasować do tej, której w swoich słowach zawarł  Adam Mickiewicz- ''Miej serce i patrzaj w serce"

Postawa, którą reprezentował bohater notki, powinna być wzorem dla każdego z nas. W dzisiejszych czasach, rzadko kierujemy się sercem. Często "przekreślamy" ludzi ze względu na ich charakter, zachowanie, kolor skóry czy pochodzenie. Dlaczego tak jest? Czy kiedykolwiek świat pozbędzie się tego rodzaju uprzedzeń?Co więcej, zdarza się, że robią to nasi nauczyciele, które poprzez takie zachowanie, utrudniają nam dalszy rozwój i wejście w dorosłość. Postępują tak, mimo że większość podręczników pedagogicznych i ogólnospołeczny etos moralny tego zabrania. Tego rodzaju zachowanie, stanowczo powinno ulec zmianie...

wtorek, 17 kwietnia 2012

Jak poznałam panią Lily

Próbowałam. Naprawdę próbowałam. Jednak w efekcie nie mogłam się powstrzymać, żeby nie przedstawić Wam tej postaci. Oto Lily Aldrin, jedna z bohaterek serialu "Jak Poznałem Waszą Matkę".

Lily, w momencie rozpoczęcia pierwszego sezonu serialu jest początkującą przedszkolanką. Mimo, że dopiero zaczyna zaznajamiać się z urokami pracy w tym zawodzie, można zauważyć, że świetnie sobie radzi. Jak wielu z nas, młoda Aldrin przeżywa moment zwątpienia, czy rzeczywiście to, co robi jest tym, o czym od zawsze marzyła. W końcu jednak zdaje sobie sprawę, że praca z dziećmi jest jej przeznaczona i sprawia jej ogromną radość.

Kontaktu, jaki Lily ma ze swoimi podopiecznymi może jej zazdrościć nie jedna przedszkolanka. Dzieci uwielbiają ją za matczyne podejście i uśmiech na twarzy. Sama ma w sobie odrobinę dziecięcej beztroski, dzięki czemu nawiązuje świetny kontakt z maluchami. Aldrin stara się rozwiązywać wszystkie konflikty w przedszkolnej klasie w sposób, który jej przyjaciele uważają czasem za nieco dziwny, ale, jak twierdzi sama zainteresowana - skuteczny. Z różnych historii, które przydarzają się Lily i grupie jej przyjaciół wyciąga wnioski, które potem w odpowiedni sposób przekazuje swoim podopiecznym. Zaprasza swoich przyjaciół, aby sami opowiedzieli o swoich przeżyciach przedszkolakom, dzięki czemu maluchy same również wyciągają lekcje z tego, o czym opowiadają im goście pani Lily.

Wraz z tworzeniem się nowych sezonów serialu, widzimy jak Lily, dzięki swojej pracy, sama zaczyna pragnąć dziecka. Sposób, w jaki traktuje przedszkolaków świadczy o tym, że jest na to w pełni gotowa. Humorystyczne sytuacje, ale także wartościowe przesłania przedszkolanki Lily Aldrin powodują uśmiech na twarzy i pragnienie, aby tacy pedagogowie uczyli również nasze dzieci, a może aby i nam udało się takimi zostać.

czwartek, 12 kwietnia 2012

Być jak Panna Graves

 


Pokolenie urodzone w latach 90-tych na pewno pamięta stację telewizyjną dla dzieci i młodzieży : Fox Kids. Na tym kanale można było obejrzeć różne bajki i kreskówki. Jedną z nich był kanadyjsko-francuski serial animowany pod tytułem "Dzieciaki z klasy 402". Opowiadał on o przygodach młodych uczniów, otoczonych nauczycielską opieką bohaterki tej notki - Panny Graves.

Może się wydawać, że "bajkowy nauczyciel" nie może stanowić żadnego pedagogicznego wzoru. Jednak zaprzeczeniem tego poglądu może być właśnie Panna Graves. Ta nauczycielka doskonale wykonywała swój zawód. Mimo że, jak każdy człowiek popełniała pewne błędy, nie można było mieć zastrzeżeń do stosowanych przez nią metod kształcenia.  Często uczyła swoich podopiecznych poprzez zabawę, a materiał dydaktyczny, który im wykładała stawał się dla nich przystępny i atrakcyjny. Do każdego ucznia podchodziła indywidualnie, biorąc pod uwagę, że jako młoda istota, nie ma on jeszcze dostatecznie wykształconych zdolności, które pomogłyby mu przystosować się do życia.  Starała się pomóc mu rozwiązać sprawy zarówno naukowe jaki prywatne. Potrafiła poskromić nawet najbardziej krnąbrnego ucznia, stosując sankcje, które zmuszały go do zastanowienia nad zmianą swojego zachowania.

 Naszym zdaniem, wielu współczesnych pedagogów powinno brać pod uwagę fikcyjną postać Panny Graves, dzięki czemu będą mogli nawiązać ze swoimi uczniami owocną współpracę. Dlatego, zamiast korzystać jedynie z  tzw. literatury i kinematografii fachowej, warto poświęcić uwagę również takim "komercyjnym wytworom społecznym", jakimi są bajki i kreskówki, gdyż nierzadko zdarza się, że można znaleźć w nich coś wartościowego i przydatnego.

piątek, 30 marca 2012

Severus Snape - nauczyciel eliksirów w Hogwarcie



Profesora Severusa Snape'a kojarzy pewnie każdy fan "czarodziejskich przygód" Harry'ego Pottera. Stanowczo zasługuje on  na miano "anty-nauczyciela". Groźny specjalista od eliksirów budził postrach w całej szkole. Na jego lekcje nie sposób było się należycie przygotować, gdyż wymagany przez niego materiał był nieadekwatny do faktycznych zdolności uczniów. Snape na swoich zajęciach wymagał bezwzględnej dyscypliny, nierzadko stosował kary cielesne, co w dzisiejszych czasach spotyka się ze sporą krytyką społeczeństwa. Warto też wspomnieć, że wzbudzał antypatię również wśród innych pedagogów, uczących w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. 

Analizując jego postać, warto się jednak zastanowić, gdzie leży przyczyna takiego zachowania. Może jest to związane z pewnymi przykrymi doświadczeniami z przeszłości?* Często uczniowie wymagają od nauczyciela bycia idealnym, wręcz nieskazitelnym. Nie dopuszczają do siebie myśli, że tak jak każdy człowiek ma prawo do różnych emocji, czy  posiadania słabości.  Warto zatem spojrzeć na niego z nieco innej, łagodniejszej strony.

Jednakże (i tu wskazówka dla pedagogów) zawód nauczyciela wymaga "odstawienia problemów w ką"' i poświęceniu się pracy. Nie może on sobie pozwolić na wyładowanie na uczniu swoich frustracji (chociażby w taki sposób, w jaki robił to opisywany Snape). Musi znaleźć złoty środek; dać upust negatywnym emocjom w inny sposób


  *aby się tego dowiedzieć, kieruję Was do książek i filmów

niedziela, 25 marca 2012

Chwytajmy dzień z panem Keatingiem






Na sam początek mała zagadka. A właściwie, to nie zagadka, bo chyba każdy poznaje film, z którego pochodzi powyższy kadr, prawda ? Tak, to właśnie John Keating i jego "Stowarzyszenie umarłych poetów". Kiedy kilka dobrych lat temu usłyszałam tytuł produkcji pana Petera Weira wnioskowałam, że to zapewne jakiś horror. Miałam 10, może 11 lat i myślałam, że to film, w którym kilkoro nieżywych już poetów zakłada klub i razem piszą wiersze, w których opisują straszne historie. Ot, tak - banalna fabuła, którą może wymyślić jedenastolatka. Do głowy mi nie przyszło, że "SUP" to opowieść o niezwykłym nauczycielu, który swoimi niekonwencjonalnymi metodami nauczania i sposobem bycia zjednuje sobie sympatię wśród wszystkich uczniów.

Keating jest nauczycielem angielskiego. Pokazuje swoim podopiecznym, że każdy z nich jest coś wart, że każdy posiada jakiś talent - ważne, aby go odkryć i odpowiednio wykorzystać. Kieruje się zasadą "Carpe Diem", która mówi o tym, aby cieszyć się tym co tu i teraz, nie wybiegać w przyszłość i nie rozpamiętywać przyszłości. Czerpać korzyści z każdego, nowego dnia. Swoim optymizmem udaje mu się zarazić swoich wychowanków.
Zależy mu nie na dobrej i nienagannej opinii przykładnego, tradycyjnego nauczyciela, którą cieszyłby się wśród kadry pedagogów. Zależy mu na uczniach. Bynajmniej, nie jest typem człowieka, który przychodzi do pracy i monotonnym półgłosem opowiada o tym, o czym nakazuje mu schemat w podręczniku dla nauczycieli. Dba o to, aby uczniowie nie nudzili się na jego lekcjach, aby nic nie odbywało się w sposób tradycyjny. I wcale nie zważa na to, jak zareaguje na to dyrektor, czy inni nauczyciele. W końcu, kogo ma nauczać - wykształconą już kadrę pedagogiczną, czy młodzież? Chociaż, nie ukrywajmy, niektórym "nauczycielom" przydałoby się jeszcze dobrych kilka lat dodatkowej edukacji.

Nie zamierzam zdradzać całej fabuły, bo może się zdarzyć (choć uważam to za bardzo wątpliwe), że któryś z czytelników nie zaznajomił się ani z filmem, ani książką "SUP". Chciałam tylko przybliżyć i przypomnieć Wam tę postać, która, moim zdaniem, powinna być inspiracją i przykładem dla nauczycieli, z których wielu musiałoby odpowiedzieć sobie na pytanie: "Jak mam wzbudzić chęć do nauki w uczniach, skoro sam ani trochę nie wykazuje ochoty do pracy z nimi?"
Praca nauczyciela nie powinna być tylko zwykłym wypełnianiem obowiązków. Nauczyciel powinien umieć zrozumieć uczniów i ich potrzeby, wtedy obie strony byłyby zadowolone ze współpracy.

Być może jestem trochę marzycielką, ale chciałabym aby w przyszłości moje dzieci trafiły na kogoś takiego jak John Keating w swojej edukacji. Aby chociaż raz poznały oddanego nauczyciela - tak jak i mnie się to udało.

środa, 21 marca 2012

Witamy na naszym blogu :)

Hej :) Nasz blog będzie poświęcony nauczycielom w filmach, serialach i bajkach. Jako że obie studiujemy pedagogikę ze specjalnością Wczesna Edukacja z Językiem Angielskim, ta profesja jest nam bardzo bliska.  Co jakiś czas będziemy umieszczać notki, prezentujące sylwetkę danego pedagoga. Każdy będzie miał odmienny styl bycia, wygląd czy osobowość . Kto wie, może któryś z nich będzie przypomniał Waszego nauczyciela? Aby się o tym przekonać, serdecznie zachęcamy do odwiedzin naszego bloga.
Pozdrawiamy,
Kasia i Martyna